Certyfikowany Piwny Sensoryk cz.1 Wprowadzenie

Praktycznie od początku rewolucji piwnej w Polsce, w kręgach fanów piwa rzemieślniczego mówi się o „sensorykach”. Niektórzy patrzą na nich z pogardą uznając ich za zapatrzonych w swoje rzekome zdolności bufonów nie umiejących już czerpać przyjemności z picia piwa, a co gorsza starających się odebrać tą przyjemność innym. Inni natomiast im zazdroszczą. W tym i w kolejnym wpisie postaram się wyjaśnić kim tak naprawdę jest piwny sensoryk, czym różni się od piwnego sędziego, jakie są organizacje certyfikujące piwnych sommelierów i sędziów oraz wreszcie jak zostać jednym z nich.

P_20170928_120248_DF

Czytaj dalej „Certyfikowany Piwny Sensoryk cz.1 Wprowadzenie”

Wielki Test Porterów Bałtyckich

Wczoraj miał miejsce Wielki Test Porterów Bałtyckich zorganizowany przez chłopaków z bloga Piwo i Cydr pod egidą PSPD. Odbył się on w pracowni artystycznej Blok Żab, znanej już niektórym ze szkoleń sensorycznych. Brało w nim udział 14 certyfikowanych sędziów PSPD, którzy oceniali 13 ogólnodostępnych porterów bałtyckich. Planowano ocenianie 14, ale porter z Krajana okazał się nieosiągalny.

Mnie jako sędziego mocno zdziwił żenująco niski poziom większości ocenianych piw. Właściwie jeszcze przed podaniem wyników wiedziałem, które z ocenianych próbek załapią się na podium. I jak się okazało nie pomyliłem się. Nie widać tego może po średniej, ale te trzy piwa jako jedyne posiadały aromaty będące wyróżnikami stylu i jednocześnie nie posiadały wyraźnych wad. A wad trafiło się sporo. Była autoliza, aldehyd, mokry karton i powtarzająca się nadmierna, gryząca paloność. Drugim zdziwieniem dla mnie był fenomenalny wprost aromat Porteru Jurajskiego. Po opiniach znajomych blogerów-sensoryków spodziewałem się superpozycji wszelkich możliwych wad, natomiast to co piliśmy miało fantastyczny estrowo-chmielowy smak i przyjemny estrowy aromat. I mimo, że piwo dzięki zastosowaniu amerykańskich chmieli wykraczało poza oceniany styl, było na tyle ułożone i pijalne, że wszyscy (nawet najbardziej ortodoksyjni sędziowie) byli pod jego wrażeniem. Typowaliśmy na początku (nie wiedząc jeszcze jakie piwa weszły do ocenianej puli) że może to być stara warka Imperatora Bałtyckiego. Nie mniej z zakupem na leżakowanie poczekam do następnej partii, żeby mieć pewność, że do piwniczki trafią dobre egzemplarze.

Warty odnotowania jest też fakt, że wyroby BRJ zajęły pierwsze miejsce zarówno od początku jak i końca listy.

Test w porównaniu z jego pierwszą edycją przeprowadzoną mniej oficjalnie przez chłopaków z Piwo i Cydr w Siedlcach pokazał również problem jakim jest powtarzalność warek. Piwa oceniane wtedy bardzo dobrze zajmowały teraz miejsca w końcu stawki i na odwrót.

A tak przedstawiają się wyniki:

1. Ciechan Porter 37,5 pkt
2. Porter Jurajski 36,0
3. Porter Łódzki 32,4
Porter Warmiński Kormoran 32,1
Okocim Porter 30,5
Komes Porter Fortuna 28,4
Perła Porter 28,1
Grand Imperial Porter Amber 25,2
Cornelius Porter 21,0
Żywiec Porter 20,0
Porter Witnicki 19,0
Porter Raciborski 18,1
Lwówek Porter 15,6

Szkolenia cz. 1: Po co komu kursy sensoryczne? Czyli Profesjonalne Szkolenia Sensoryczne MOT PSPD w Bloku Żab

img_9895

No właśnie, po co? Temat ostatnio bardzo na czasie. Niektórzy blogerzy piwni wręcz obnoszą się ze swoją pogardą do sensoryków, a potoczna opinia głosi, że „po takim kursie przestanie ci smakować piwo”. Czy to prawda? Moim zdaniem bynajmniej. Swoją opinie postaram się przedstawić na przykładzie organizowanych przez znanego wielu z was Pawła Leszczyńskiego (prezesa MOT PSPD, jednego z czołowych sędziów piwnych w kraju i piwowara z długim stażem) kursów sensorycznych z użyciem próbek aromatów firmy Flavor Active.

Na szkolenia te wybraliśmy się z Kasią po tym, jak zdałem egzamin na certyfikowanego sędziego PSPD. Dla mnie kurs ten był możliwością podniesienia swoich umiejętności, dla Kasi – pierwszą okazją do zetknięcia się z wiedzą sensoryczną.

Zatem jak to jest z tym odbiorem piwa po szkoleniu? Raczej wątpię by ktoś będący daltonistą smakowym, lub ignorantem gustującym w eurolagerach, idąc na takie szkolenie z przypadku nagle znienawidził jasne pełne. Tym bardziej, że samo szkolenie odbywało się na próbkach rozpuszczonych w teoretycznie smakowo neutralnym „królu”. Niektóre związki i tak były dla wszystkich uczestników (bynajmniej nikt nie był z przypadku) trudne do wyczucia i wymagały kilku podejść. A jeśli chodzi o osobę zainteresowaną świadomym degustowaniem piwa, to moim zdaniem osoba taka już wcześniej nauczy się wyczuwać, że coś jest z piwem nie tak.

No to w takim razie po co jej ten kurs spytacie? No właśnie jeśli nie jest zainteresowana profesjonalnym ocenianiem piwa (czy to aby „debuggować” własne piwa, czy żeby sędziować, czy wreszcie żeby nie pisać bzdur w internetach) – PO NIC. Tak właśnie przydatność szkolenia oceniła Kasia. Taka osoba umie powiedzieć, że piwo pachnie: masłem, „bagnopierdem”, kukurydzą, rzygiem czy pasztetem (tak serio to i jeszcze parę innych mieliśmy wątpliwą przyjemność wyczuć w różnych piwach ostatnimi czasy). Kasia jako kobieta (albo to moja alergia, a jej duża praktyka kulinarna) jest w stanie nawet lepiej wyczuwać i nazywać takie rzeczy niż ja.

Ale jak już z dowolnych pobudek chcesz do piwa podchodzić profesjonalnie, a nie konsumencko takie szkolenie to dla ciebie podstawa. Inaczej ciężko nauczyć się deskryptorów konkretnych związków występujących w piwie. A raczej nadać cechom właściwe deskryptory. Dla jednych cecha opisywana jako „koci” to bardziej kocia kuweta dla innych (w większości tych, którzy kota nie mieli) liście porzeczki – owszem, stężenie tu też ma znaczenie ale raczej drugorzędne. Albo taki skunks. Spryskał was kiedyś skunks? Mnie nie. Ktoś powie, że to aromat „marihuaniny”, no i faktycznie trochę pachnie to dla mnie w tę stronę, ale bardziej przypomina mi to zapach towarzyszący wybiegom dla słoni – aromat częściowo przetrawionej wyschniętej na słońcu trawy. Także deskryptor, to tylko słowo do póki nie zostanie on powiązany z jakimś wspomnieniem, a to dla każdego kwestia indywidualna. Tylko w ramach takiego szkolenia możemy przypisać konkretnym związkom odpowiednie dla nas deskryptory. W wypadku piwa pitego w knajpie lub na własnej kanapie nigdy nie mamy pewności czy czujemy ten związek, który podejrzewamy. Może to suma kilku cech daje taki efekt? Nie ma co śmiać się z sensoryków, że czują w piwie jakieś dziwne związki o dziwnych nazwach zamiast mówić, że piwo jest dobre/złe albo, że pachnie jak pesto. Dzięki wiedzy sensorycznej można stwierdzić co poszło nie tak w czasie produkcji piwa, albo właśnie co dało nie planowany ale pozytywny efekt. Jest to ważne dla piwowara – dla tego browary zatrudniają sensoryków. Jest też ważne dla sędziego żeby mógł ocenić warsztat danego piwowara, ale również przekazać informację zwrotną niedoświadczonemu piwowarowi. Mimo, że to nie tak oczywiste jest też ważne dla „blogiera”. Nie oszukujmy się, naszymi odbiorcami nie są statystyczni Kowalscy. Nasi odbiorcy to wciąż dość hermetyczne środowisko. Czytają nas w głównej mierze „piwne geeki” (a tu odsetek piwowarów jest spory), oraz ludzie z branży. Im informacja zwrotna też się przyda. Natomiast dla piwowarów domowych informacje te mogą być pożyteczne pod kątem ustrzeżenia się błędów popełnionych przez innych lub powtarzania wyników uzyskanych przez rzemieślników.

A teraz o tym jak takie szkolenie wygląda. Na początku była pogadanka o sensoryce. Czym ona jest, po co nam ona, jak degustować itp. Potem Paweł zaczął rozrabiać pierwszą próbkę w piwie i opowiedział jaką cechę będziemy próbować, co jest jej przyczyną, jak się jej wystrzegać, bądź jak ją wzmocnić. Były też dygresje cenne dla piwowara i ploteczki z branży. Potem każdy dostawał do kieliszka próbkę. Wszyscy degustowali,czasem porównywali z próbką kontrolną i wyrażali swoje odczucia. Potem było porównanie z próbką o podwójnym stężeniu (tylko zapachowe, bo próbka była wspólna) oraz próbką z aromatem zakumulowanym w większej przestrzeni (słoiku – kolejnym symbolu Warszawy zaraz po „królu”) i tak kolejne cechy. Jako, że na naszej edycji było mało chętnych mieliśmy jeszcze okazję przytulić po próbce do domu.

Podsumowując, zachęcam wszystkich traktujących piwo poważnie aby na jakiś kurs się wybrali. Szczególnie, że ich ceny wcale nie są takie zabójcze jak kursu sędziowskiego i nie trzeba się bić o miejsca.

Aktualne Kursy w Warszawie – Paweł organizuje takie szkolenia również w Poznaniu w kooperacji z Pubem Setka, w Bielsku-Białej analogiczne szkolenia organizuje Dorota Chrapek, a we Wrocławiu swój kurs (Degustuj jak Sędzia) robił Tomek Kopyra zblogublogkopyra…

Materiały do Szkolenia – Paweł coś popsuł ostatnio na stronie i nie są chwilowo dostępne ale mam nadzieje, że naprawi to na dniach.